sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 8

- Ale przy tym się w niej nie zakochasz - uśmiechnął się szyderczo.
- Rozmawiasz z zawodowym podrywaczem! O czym ty do mnie mówisz! - śmiałem się.
- To zaczynaj, bo się nie wyrobisz - wskazał wzrokiem na drobną szatynkę rozmawiającą z Francescą przy szafkach.
- A proszę Cię bardzo - powiedziałem jak zawsze pewny siebie. Podszedłem do dwóch ślicznych brunetek.
- Cześć dziewczyny! - przywitałem się.
- Cześć - odpowiedziały na raz.
- Violu, mogę z tobą chwilę porozmawiać? - zapytałem grzecznie.
- Teraz ro... - zaczęła.
- Pogadamy później - zwróciła się do niej Włoszka.
- No słucham Cię - powiedziała odwracając się w moją stronę.
- Bo mam problem i potrzebuję Twojej pomocy - uśmiechnąłem się.
- Noooo?
- Jutro mamy sprawdzian z matematyki, no nie? - zacząłem.
- Noooo... - potwierdziła.
- I nic na niego nie umiem. Jestem nogą z matmy i chciałem cię poprosić o pomoc, żebyś pomogła mi nauczyć się na ten sprawdzian, bo słyszałem że jesteś niezła z tego przedmiotu. - powiedziałem.
- Nie jestem jakaś rewelacyjna, ale coś tam rozumiem - stwierdziła - mogę ci pomóc.
- Jeeeej! Dziękuję! To dzisiaj po lekcjach u mnie? - zapytałem.
- Okej - uśmiechnęła się.
- To lecę - powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech. Wracałem w stronę Federico z szyderczym uśmiechem na twarzy.
 ***godzina 14;00 - koniec lekcji***
Po skończonej lekcji biologii zacząłem rozglądać się dookoła w celu znalezienia wzrokiem Violetty. Po chwili znalazłem ją pakującą książki do torby. Podszedłem do niej wolnym krokiem.
- To co? Idziemy? - zapytałem.
- Tak - odpowiedziała, zarzucając torbę na prawe ramię.
Poszła przodem, a ja dokładnie obserwowałem każdy jej ruch. Opuściliśmy mury szkoły i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Na miejscu byliśmy po upływie 15 minut. Weszliśmy do domu, po czym zamówiliśmy pizze, którą przywieźli nam po 20 minutach.
- No to zaczynajmy! - powiedziała Violetta, wyjmując książki z torby - Czego nie rozumiesz?
- Tego, że się jeszcze we mnie nie zakochałaś - powiedziałem cicho, jednocześnie mając nadzieję, że nie usłyszy.
- Co? - spojrzała na mnie.
- Nie nic - odpowiedziałem - no to nie rozumiem pierwiastków.
- No to zacznijmy od tego, że (...) - tłumaczyła. Ja w tym czasie obmyślałem plan, co robić dalej - ty mnie w ogóle słuchasz?
- Mmm? - wyrwała mnie z zamyślenia.
- Nic - wkurzyła się na mnie i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Co Ty robisz? - zapytałem.
Dziewczyna wstała z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi.
- Poczekaj! - szybko się poderwałem i złapałem ją za rękę, w taki sposób, że odwróciła się w moją stronę. Nasze twarze były bardzo blisko siebie. "Ohoho tego nie opracowałem, ale wyszło idealnie" ~ pomyślałem - Przepraszam Cię. Bardzo mi zależy na tym sprawdzianie, a nic nie umiem, do tego jakoś nie mogę się skupić.
- Słuchaj! Jeżeli tak ma wyglądać ta nauka - odsunęła się ode mnie na bezpieczną odległość i wysunęła rękę z mojego uścisku - to ja na prawdę mam o wiele ważniejsze rzeczy do roboty, którymi mogłabym się zająć, a tymczasem tracę czas tutaj!
- Nieee. Proszę Cię, już się skupię, obiecuję - prosiłem.
- No dobrze - przewróciła teatralnie oczami. Ucieszyłem się.
***3 godziny później***
- No to oblicz teraz to - wskazała na równanie chyba z milionem pierwiastków.
- Mówisz poważnie? - zażartowałem.
- No tak - mówiła dalej z kamienną twarzą. Po 10 minutach obliczyłem wszystko. Aż sam się sobie dziwię, że to zrobiłem.
- Mhm... - sprawdzała obliczenia, jak nauczycielka - wszystko dobrze! Widzisz? Zrozumiałeś wszystko! - klaskała mi.
- Dzięki Tobie - powiedziałem uśmiechając się promiennie, próbując znowu poderwać ją.
- Eeeee... Nie przesadzaj! Szybko wszystko łapiesz, tylko jesteś leń i nie chce Ci się słuchać na lekcji - pokazała mi język.
- No troszeczkę - powiedziałem. Miała śliczny uśmiech. Dopiero teraz go dostrzegłem.
- No to będę się już zbierać - chyba się nieco speszyła moim chwilowym wpatrywaniem się w nią jak w obrazek.
- Violu - powiedziałem, na co ona od razu się odwróciła - może w ramach podziękowania za pomoc przy nauce wybralibyśmy się na przejażdżkę rowerową tutaj do lasu nad jezioro? Wzięlibyśmy jakieś żarcie, koc i posiedzielibyśmy trochę a później byśmy wrócili. Mówiłaś ze jeszcze dobrze nie znasz okolicy, więc byś zobaczyła jak tu jest pięknie. Co Ty na to? - zaproponowałem.
- W sumie czemu nie? - to chyba miało oznaczać ze się zgadza.
- Tylko ze nie mam roweru - stwierdziła.
- Hm... to pożyczę od sąsiadki dla Ciebie - powiedziałem.
- Skoro tak, to zgoda - powiedziała znów obdarowując mnie tym ślicznym uśmiechem.
- To szczegóły obgadamy w szkole - puściłem jej oczko.
- Ok. Na razie - machnęła mi ręką i wyszła.
- Yyyyy poczekaj! - znów ją zatrzymałem. To jest już chyba tradycja ~ uśmiechnąłem się sam do siebie.
- No? - spojrzała na mnie.
- Odwiozę Cię, bo zaraz będzie lać! - wskazałem na wielką czarną chmurę idącą w naszym kierunku.
- Nie rób sobie kłopotu. Jeszcze zdążę dojść do domu przed deszczem - powiedziała.
- Ale to nie było pytanie - powiedziałem i zacząłem wkładać moje buty.
- Ale... - zaczęła.
- O Ali pogadamy sobie później, teraz poczekaj na mnie przy furtce, bo muszę wystawić mój motor - powiedziałem i wyszedłem z domu przepuszczając przodem Violettę. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w kierunku garażu. Wyprowadziłem go i wyjechałem z bramy. 
- Widzisz, nie zdążyłabyś dojść na piechotę do hotelu, bo już zaczyna padać - powiedziałem, ściągając z siebie bluzę i zarzucając ją na plecy Violetty.
- Co ty robisz? - zdziwiła się.
- Żebyś nie zmokła - stwierdziłem.
- Dzięki, ale nie musisz - patrzyła na mnie wzrokiem, jakby co najmniej chciała mnie zadźgać nożem.
- Oj dobra! Przestań już marudzić. Jedziemy do hotelu, bo jak nas złapie ulewa to nam się odechce wszystkiego - powiedziałem, ruszając przed siebie. Jechaliśmy ok. 4 minuty i nagle nie wiadomo skąd zaczęło lać. Deszcz się co raz bardziej zwiększał, a my jechaliśmy dalej. Po kolejnych 3 minutach byliśmy już na miejscu. Szybko pomogłem Violetcie zejść z motoru. 
- To zostaw motor tutaj i chodź do mnie na górę - powiedziała.
- Nie, ale... - zacząłem.
- Chodź na górę! Nie pojedziesz do domu w taką ulewę - niemalże się darliśmy do siebie przez ten zagłuszający szum deszczu.
- No dobra - zgodziłem się i szybko zaparkowałem motor w odpowiednim miejscu. Szybko wbiegliśmy do środka wielkiego budynku. Cali przemoknięci skierowaliśmy się na 3 piętro, do apartamentu, w którym obecnie mieszka Violetta.
- No widzę, że całkiem spoko tu jest... - stwierdziłem, rozglądając się dookoła.
- Wolałam swój dom, ale dopóki nie odnajdę rodziców, mój dom przejęła obca kobieta - powiedziała, ze smutną miną.
- Spokojnie... Będzie dobrze - uspokajałem ją. Violetta usiadła na wielkim hotelowym łóżku, a ja usiadłem zaraz obok niej. W głowie miałem przeróżne myśli. Nie raz mam wrażenie, że ona nie jest taką zwykłą dziewczyną jakie znałem do tej pory, ale zaraz na myśl przychodzi mi Fede i to, że muszę wygrać zakład! 
- Wiesz co? - zacząłem.
- No nie bardzo wiem - zaśmiała się.
- Masz śliczny uśmiech - powiedziałem.
- Mmmm co za komplement... Dziękuję - powiedziała. Po woli zaczynałem zbliżać się do niej. Nasze wzroki się zetknęły, jej oddech stał się szybszy, a z odległości 10-ciu centymetrów dokładnie słyszałem bicie jej serca.....



***************************************************
Witamy Was bardzo serdecznie w ten sobotni wieczór! Na początek chciałyśmy Was bardzo bardzo bardzo przeprosić, za ostatni brak aktywności na blogu. Tak wiemy - nawaliłyśmy po całości, ale ostatnio był taki czas, że w szkole wszyscy walczyli o oceny i jakoś tak wyszło, że nie było kiedy napisać tutaj cokolwiek. Mamy nadzieję, że nie opuściliście nas przez ten czas i jesteście z nami dalej <3. Teraz rozpoczęły się wakacje, postaramy się dodawać rozdziały regularnie co tydzień w sobotę, albo w niedzielę, tak jak było przed tą 'małą' przerwą. Apropo... Z całego serca życzymy Wam udanych wakacji, kochani! To chyba na tyle... mamy nadzieję, że rozdział się podoba i liczymy na mały ślad w postaci komentarza :D. Z góry dziękujemy za wyrozumiałość i przepraszamy.

Buziaki :*