środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 10

Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałem na Violettę, która mimowolnie złapała się opuszkami palców za dolną wargę ust. Na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech, który miał chyba znaczyć, że jej się podobało.
- Wszystko dobrze? - zapytałem.
- Jasne - odpowiedziała, przesuwając swój rozpromieniony wzrok na mnie. Delikatnie złapałem ją za podbródek, 'podnosząc' przy tym jej głowę do góry. Nachyliłem się, po czym jeszcze raz delikatnie musnąłem jej usta. Nie zaprzeczała temu.
- Mogę ten dzisiejszy nasz piknik uznać za naszą pierwszą randkę? - zapytałem.
- Mhmm... - pokiwała głową na "tak" dalej zaskakując mnie tym boskim uśmiechem.

*Violetta*
Byłam jak sparaliżowana. To co zdarzyło się przed chwilą, było cudowne. Nie sądziłam, że Leon tak doskonale całuje. Jeszcze dzisiaj rano uważałam, to za niemożliwe, ale teraz? Wszystko wywróciło się jakby do góry nogami.
- Violu? - zapytał.
- Tak? - odpowiedziałam.
- Od pierwszego razu jak się spotkaliśmy bardzo mi zaimponowałaś. Może ty nie czujesz tego samego do mnie, ale bardzo mi się podobasz - powiedział z delikatnym rumieńcem na twarzy.
- Słucham? - zdziwiłam się, że w ogóle to powiedział.
- Jeśli nie czujesz tego samego do mnie, to powiedz, zrozumiem to - kontynuował.
- Jaaa... znaczy... no... W sumie to Ty również mi zaimponowałeś i... bardzo cię lubię - jąkałam się, ale w gruncie rzeczy odważyłam się powiedzieć prawdę.
- Tak? - uśmiechnął się delikatnie.
- Mhm... myślę, że w dniu dzisiejszym i przy Tobie ta cicha myszka, którą byłam kiedyś, gdzieś uciekła, a ta nowa dziewczyna, jest gotowa, na pierwszy poważny krok w swoim życiu - uśmiechnęłam się.
- Strasznie się cieszę - złapał moją rękę i delikatnie nachylił się nade mną dając mi kolejnego buziaka.
- To zbierajmy się już, bo robi się chłodno - powiedziałam, zaraz po oderwaniu.
- Tak - potwierdził. Zebraliśmy wszystkie manatki, które ze sobą przywieźliśmy. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to co się stało między mną a Leonem. Po około 20 minutach dojechaliśmy do jego domu. Zsiadłam z roweru i odprowadziłam go na posiadłość mojego chłopaka.
- To ja lecę do hotelu - powiedziałam, podchodząc do bruneta w celu pożegnania się.
- Co? Nieee! Zostajesz u mnie, kotku - powiedział stanowczo.
- Nie, Leon. Nie mogę, na pra... - nie dał mi dokończyć. Nie cierpię kiedy to robi.
- Ale nie chce słuchać "nie"! Idziemy do mnie - wziął ode mnie koszyk z jedzeniem i objął ramieniem kierując do drzwi wejściowych. Na dworzu było ciemno. Co nie było dziwne o tej porze. Księżyc idealnie nas oświetlał. Weszliśmy do środka.
- Leon, już wcześniej proponowałeś mi żebym u ciebie została i odmówiłam. Teraz...
- Teraz jesteś moją dziewczyną i wszystko się zmieniło.
- A twoi rodzice? - zapytałam.
- Poszli na noc do znajomych - powiedział - rozgość się.
Weszłam do salonu, gdzie stał telewizor i usiadłam na wygodnej kanapie. Leon poszedł do kuchni odstawić koszyk. Po chwili wrócił.
- Chcesz się umyć? - zapytał.
- Nie, myłam się wcześniej - odpowiedziałam.
- Dobrze, to dam ci moją koszulkę, żebyś mogła się przebrać przed spaniem i ... - tym razem to ja mu przerwałam.
- I... będę spać tu na kanapie - dokończyłam.
- Nie! Będziesz spać w mojej sypialni, a ja tutaj - powiedział.
- To Twój dom. Śpij w swoim łóżku - powiedziałam.
- Nie dyskutuj ze mną - powiedział.
- No dobrze - zaśmiałam się. Ta jego upartość jest cholernie pociągająca ~ zaśmiałam się w myślach.
- To pójdę się umyć - powiedział, kierując się w stronę schodów.
- Ymm... słuchaj, kotku! - podeszłam do niego delikatnie kładąc dłonie na ramionach - ja pójdę się już położyć, bo jestem trochę zmęczona. Zaprowadzisz mnie do tej swojej sypialni?
- Myślałem, że jeszcze obejrzymy sobie jakiś film - posmutniał.
- Innym razem, dobrze? - musnęłam jego usta delikatnie.
- No dobrze - odpowiedział. Weszliśmy na górę, po czym Leon skierował mnie do swojego pokoju.



-  Wooow! Jak ślicznie tu masz! - podeszłam do okna i zachwycałam sie widokiem za oknem.
- To rozgość się - uśmiechnął się - a ja pójdę się umyć
- Dobranoc - dałam mu buziaka w policzek. Chłopak spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, po czym wskazał palcem wskazującym na swoje usta. Zrozumiałam gest i pocałowałam go. Leon wyszedł z pokoju, zamykając przy tym drzwi. Odwróciłam sie na pięcie i usiadłam na łożku. Po chwili postanowiłam sie przebrać w koszule Leona. Położyłam sie i okryłam kołdrą.

***2 godziny później***
Od dwóch godzin nie zmrużyłam oka. Nie mogę spać. Wyszłam z pokoju i skierowałam sie w kierunku schodów prowadzących na dół. Ze schodów widziałam Leona siedzącego na kanapie i oglądającego jakiś film w telewizji. Po cichu podeszłam do niego od tylu i zakrywam rekami oczy.
- Nie śpisz? - nie przestraszyl sie. Złapał delikatnie moje dłonie.
- Nie mogę usnąć - powiedziałam.
- To siadaj koło mnie - odchylił mi koc, tak abym usiadła. Zrobiłam, to o co prosił. Objął mnie ramieniem, a ja delikatnie wtulilam sie w niego. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam.



**********************************
Witajcie, kochani! Hm... tak! Tak! Tak! Wiem! Pisałam wcześniej, że rozdziały będą co tydzień a wyszło, że są co miesiąc. Ostatnio, jakoś nie miałam weny, na pisanie, ale w ostatnim czasie wróciło mam normalnie miliony pomysłów na minutę, co jest z jednej strony dobre, a z drugiej nie hahah ;) próbuję, przez to powiedzieć, że w najbliższym czasie, postaram się dodawać rozdziały często. Wena wróciła, mam teraz trochę czasu, także wszystko ureguluję :). Dziękuję, za wszystkie wyświetlenia i komentarze pod ostatnim postem :D. Z góry przepraszam za błędy ^^ na dzisiaj to chyba tyle... :D

Buziaki :*






czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 9

*Violetta*
- O popatrz! Zostawiłam u Ciebie książkę od matmy - powiedziałam szybko pierwszą rzecz jaka mi przyszła na myśl, aby tylko mnie nie pocałował. Nie powiem, bo jest miły, czarujący, serdeczny... Ale to nie wszystko. Nie miałam jeszcze chłopaka i chciałabym, żeby ten pierwszy był jedyny... chce być pewna ze kocham go najbardziej na świecie. Chce wiedzieć ze mam u niego oparcie w każdej sprawie, a nie taka przelotna znajomość. Ktoś, kto próbuje złapać mnie w swoją sieć i nagle od tak zostawi.
- Ymm... to może jak przestanie padać, to Ci ja podrzucę, chyba ze jutro do szkoły ci przyniosę? - zaproponował.
- Tak. Jutro do szkoły - powiedziałam i jednocześnie czułam jak w środku trzęsę się jak galareta. Nie mam pojęcia dlaczego - chcesz się czegoś napić?
- Nie, dzięki. Przestało padać, to będę już leciał - wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi.
- Słuchaj, Leon! - zapatrzyłam go, gdy już łapał za klamkę.
- Tak? - odwrócił się.
- Przepraszam Cię - przeprosiłam za ten dzisiejszy niedoszły pocałunek, mając nadzieję ze będzie wiedział o co chodzi. Chłopak tylko uśmiechnął się delikatnie i wyszedł. Rzuciłam się na łóżko bezwładnie i zaczęłam rozmyślać. A może źle zrobiłam odsuwając się? Może to właśnie był znak od losu, a ja go nie wykorzystałam? Dlaczego wszelkie nieszczęścia zawsze spadają na mnie? W pewnym momencie odwracając się na prawy bok zauważyłam, ze mój ekran iPhone'a się zapalił. Na wyświetlaczu pojawił się numer Leona.
Do Violetty:
"To co, jutro o 18 podejdź do mnie to dam Ci rower i pojedziemy, ok? Leon :)"
Mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu. Boże! Co się ze mną dzieje?!
Do Leona:
"Tak ;). Jeszcze raz przepraszam za dzisiaj. Violetta"
Do Violetty:
"Nie przejmuj się ;). Miłych snów"
Czułam jak moje policzki płonął, moje serce wypełniło nieznajome ciepło. Nigdy jeszcze nie czułam czegoś takiego. Ulżyło mi po ostatniej wiadomości od chłopaka. Spakowałam potrzebne książki na następny dzień i poszłam się umyć. Odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***Następny dzień***
Obudziłam się wcześnie rano. Była godzina 5:43. Nie mogłam już więcej usnąć, więc postanowiłam wstać. Wykonałam wszystkie poranne czynności i zjadłam pożywne śniadanie. Nim się spostrzegłam była godzina 8:15, co oznaczało ze muszę już wychodzić, jeśli nie chce się spóźnić. Na miejscu byłam 8:26. Czyli zdążyłam. Od razu przywitały mnie dziewczyny. Bardzo zakumplowałam się z Ludmiła i Francesca. Są to dwie na prawdę wspaniale osoby. Dzięki nim, bardzo się tu zaklimatyzowałam. Kiedy zadzwonił dzwonek nasza nauczycielka od matmy przyszła kilka sekund po nim. Leon również się pojawił. Cala godzinę nie mogłam się skupić na lekcji. Cały czas spoglądałam na Leona, a on na mnie. Kiedy raz przypadkowo nasze wzroki się zetknęły nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Gdzie podziała się ta racjonalna Violetta?! Która nie zwraca uwagi na facetów takich jak on?! No kurde! Dlaczego padło na mnie?! Zadawałam sobie pytania.
***po skończonych lekcjach***
- To o 18 u mnie? - minął mnie.
- Tak - potwierdziłam.
Wróciłam do domu, zjadłam obiad w restauracji naszego miejscowego hotelu, zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy i ruszyłam w kierunku domu szatyna. Nie wiem czy dobrze robię jadąc z nim, ale raz kozie śmierć.
***godzinę później***
- Cześć - stał przed wejście do swojego domu.
- Cześć - odpowiedziałam niepewnie.
- Wejdź, napompuje tylko koła i ruszamy - stwierdził.
- Okej. Mam kanapki i kilka drobnych rzeczy do jedzenia - wskazałam na torebkę z pysznościami.
- Też mam coś przygotowane podał mi koszyczek piknikowy. Nie zaglądałam do środka, tylko odebrałam od niego rower i wyjechałam na chodnik. Chłopak wyjechał zaraz za mną.
- Prowadź - powiedziałam.
- Jak sobie Pani życzy.
Pojechał przodem, a ja zaraz za nim. Jechaliśmy tak ok.30 minut aż nagle spomiędzy drzew zauważyłam prześwity.
- To tutaj - powiedział Leon skręcając na mostek. Zostawiliśmy rowery w bezpiecznym miejscu i poszliśmy rozłożyć koc na moście. Widoki były piękne. Światło słoneczne idealnie odbijało się od powierzchni wody, tworząc z nią cudowny krajobraz.
- Pięknie tu jest - powiedziałam.
- Podoba ci się? - dopytywał.
- Tak. Bardzo - odpowiedziałam.
- Violu, ja... chyba muszę Ci coś powiedzieć - zaczął.
- Tak? - spojrzałam w jego śliczne szmaragdowe oczy.
- Yyyy... ślicznie wyglądasz - stwierdził.
- Tak? Dziękuję - odpowiedziałam, dalej się w niego wpatrując.

*Leon*
Jezuuuu. Już tak mało brakowało i miałem powiedzieć jej o tym zakładzie. Dlaczego jesteś takim tchórzem Verdas, co? Dlaczego? Nie chce już brać w tym udziału, bo Violetta jest taką wspaniałą dziewczyną... nie zasługuje na takie traktowanie z mojej strony. Jeżeli teraz nie odważyłem się jej powiedzieć, to chyba już nigdy ta chwila nie nastąpi. Boże! Jak ja się zachowuje?! Nigdy taki nie byłem! Tyle razy przecież robiłem z dziewczynami co tylko chciałem, a teraz?! Nagle wzięło mnie na mówienie prawdy? ~ moje myśli zaprzątała sprawa z Violettą. Ale ja się nie poddam! Przecież to kolejna laska - a z nimi radzę sobie zawsze. Zakład gra w tym momencie pierwsze skrzypce.
- Wszystko dobrze? - zapytała Violetta spoglądając na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Tak, tak! - odpowiedziałem - jemy coś?
- Możesz wyjmować te wszystkie rzeczy, a ja zaraz wrócę - odpowiedziała.
- Dokąd idziesz? - zapytałem, na co dziewczyna odpowiedziała mi ciepłym uśmiechem. Nie dopytywałem.

***kilkanaście minut później***
Co jest? Minęło już 16 minut, a Violetty nadal nie ma. To było bardzo dziwne. Postanowiłem pójść się rozejrzeć za nią.
- Violetta! - krzyczałem z nadzieją, że dziewczyna się odezwie. Niestety! W lesie panowała straszna cisza. Słychać było delikatny szelest liści, relaksujący, wieczorny śpiew ptaków i szum jeziora. Postanowiłem szukać dalej i wołać dalej. Co raz bardziej zaczynałem się martwić. Nie odzywa się, nie słychać jej, co się mogło stać? Nagle znienacka, ktoś szturchnął mnie za plecy. Odwróciłem się raptownie i zobaczyłem Violettę.
- Boże! Dziewczyno, co Ty robisz?! Normalnie osiwieje przez ciebie - udałem obrażoną minę.
- Wiedziałam, że jesteś mięczakiem, ale że aż tak?! - śmiała się.
- Ej! Nie jestem mięczakiem. Martwiłem się o ciebie - palnąłem.
- Martwiłeś się o mnie? - dopytywała.
- Możeeee... - przedłużyłem ostatnią literkę, unosząc przy tym zabawnie brwi.
- Dobra, koniec tych żartów! Wracamy - powiedziała stanowczo. Wróciliśmy na koc, usiedliśmy i zaczęliśmy konsumować, produkty, które przywieźliśmy.
- Mogę wiedzieć, co zamierzasz zrobić z tą sprawą... no wiesz - delikatnie, próbowałem się dowiedzieć.
- Cóż, spróbuję ich odnaleźć jakoś - powiedziała.
- Mogę Ci pomóc, jeśli chcesz - zaproponowałem.
- Jeśli chcesz, to w porządku. Będzie mi raźniej - odpowiedziała.
- No jasne. Chętnie Ci pomogę. Razem sobie jakoś poradzimy - powiedziałem. Zaczynało, się robić co raz chłodniej. Violetta miała na sobie bluzkę na ramiączka, a jej skórę okrywała gęsia skórka. Zdjąłem z siebie moją granatową bluzę i zarzuciłem na jej ramiona. Sam usiadłem zaraz obok.
- Dzięki, ale nie... - zaczęła.
- Ciii, ciii, ciii - mrugnąłem delikatnie oczami.



Nasze spojrzenia się zetknęły.
- Teraz nie pozwolę Ci uciec - wypowiedziałem w ostatniej chwili.
Nasze usta dzieliły zaledwie kilka milimetrów aż się zetknęły. To było cudowne uczucie, takie prawdziwe...



**************************************
Dobry wieczór kochani! W dniu dzisiejszym serdecznie witam was rozdziałem dziewiątym 😊 trochę późno, ale jest. Dziękujemy za rozdziały pod ostatnim postem 💕 oraz za wyświetlenia 😘 jak wam się podoba rozdział? 😊Leon stwierdził, że to uczucie było prawdziwe. Jak myślicie? Rzeczywiście było prawdziwe? Liczymy na wasze opinie w postaci komentarzy ☺next postaramy się dodać w weekend 😆

Buziaki 😘

sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 8

- Ale przy tym się w niej nie zakochasz - uśmiechnął się szyderczo.
- Rozmawiasz z zawodowym podrywaczem! O czym ty do mnie mówisz! - śmiałem się.
- To zaczynaj, bo się nie wyrobisz - wskazał wzrokiem na drobną szatynkę rozmawiającą z Francescą przy szafkach.
- A proszę Cię bardzo - powiedziałem jak zawsze pewny siebie. Podszedłem do dwóch ślicznych brunetek.
- Cześć dziewczyny! - przywitałem się.
- Cześć - odpowiedziały na raz.
- Violu, mogę z tobą chwilę porozmawiać? - zapytałem grzecznie.
- Teraz ro... - zaczęła.
- Pogadamy później - zwróciła się do niej Włoszka.
- No słucham Cię - powiedziała odwracając się w moją stronę.
- Bo mam problem i potrzebuję Twojej pomocy - uśmiechnąłem się.
- Noooo?
- Jutro mamy sprawdzian z matematyki, no nie? - zacząłem.
- Noooo... - potwierdziła.
- I nic na niego nie umiem. Jestem nogą z matmy i chciałem cię poprosić o pomoc, żebyś pomogła mi nauczyć się na ten sprawdzian, bo słyszałem że jesteś niezła z tego przedmiotu. - powiedziałem.
- Nie jestem jakaś rewelacyjna, ale coś tam rozumiem - stwierdziła - mogę ci pomóc.
- Jeeeej! Dziękuję! To dzisiaj po lekcjach u mnie? - zapytałem.
- Okej - uśmiechnęła się.
- To lecę - powiedziałem i odwzajemniłem uśmiech. Wracałem w stronę Federico z szyderczym uśmiechem na twarzy.
 ***godzina 14;00 - koniec lekcji***
Po skończonej lekcji biologii zacząłem rozglądać się dookoła w celu znalezienia wzrokiem Violetty. Po chwili znalazłem ją pakującą książki do torby. Podszedłem do niej wolnym krokiem.
- To co? Idziemy? - zapytałem.
- Tak - odpowiedziała, zarzucając torbę na prawe ramię.
Poszła przodem, a ja dokładnie obserwowałem każdy jej ruch. Opuściliśmy mury szkoły i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Na miejscu byliśmy po upływie 15 minut. Weszliśmy do domu, po czym zamówiliśmy pizze, którą przywieźli nam po 20 minutach.
- No to zaczynajmy! - powiedziała Violetta, wyjmując książki z torby - Czego nie rozumiesz?
- Tego, że się jeszcze we mnie nie zakochałaś - powiedziałem cicho, jednocześnie mając nadzieję, że nie usłyszy.
- Co? - spojrzała na mnie.
- Nie nic - odpowiedziałem - no to nie rozumiem pierwiastków.
- No to zacznijmy od tego, że (...) - tłumaczyła. Ja w tym czasie obmyślałem plan, co robić dalej - ty mnie w ogóle słuchasz?
- Mmm? - wyrwała mnie z zamyślenia.
- Nic - wkurzyła się na mnie i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Co Ty robisz? - zapytałem.
Dziewczyna wstała z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi.
- Poczekaj! - szybko się poderwałem i złapałem ją za rękę, w taki sposób, że odwróciła się w moją stronę. Nasze twarze były bardzo blisko siebie. "Ohoho tego nie opracowałem, ale wyszło idealnie" ~ pomyślałem - Przepraszam Cię. Bardzo mi zależy na tym sprawdzianie, a nic nie umiem, do tego jakoś nie mogę się skupić.
- Słuchaj! Jeżeli tak ma wyglądać ta nauka - odsunęła się ode mnie na bezpieczną odległość i wysunęła rękę z mojego uścisku - to ja na prawdę mam o wiele ważniejsze rzeczy do roboty, którymi mogłabym się zająć, a tymczasem tracę czas tutaj!
- Nieee. Proszę Cię, już się skupię, obiecuję - prosiłem.
- No dobrze - przewróciła teatralnie oczami. Ucieszyłem się.
***3 godziny później***
- No to oblicz teraz to - wskazała na równanie chyba z milionem pierwiastków.
- Mówisz poważnie? - zażartowałem.
- No tak - mówiła dalej z kamienną twarzą. Po 10 minutach obliczyłem wszystko. Aż sam się sobie dziwię, że to zrobiłem.
- Mhm... - sprawdzała obliczenia, jak nauczycielka - wszystko dobrze! Widzisz? Zrozumiałeś wszystko! - klaskała mi.
- Dzięki Tobie - powiedziałem uśmiechając się promiennie, próbując znowu poderwać ją.
- Eeeee... Nie przesadzaj! Szybko wszystko łapiesz, tylko jesteś leń i nie chce Ci się słuchać na lekcji - pokazała mi język.
- No troszeczkę - powiedziałem. Miała śliczny uśmiech. Dopiero teraz go dostrzegłem.
- No to będę się już zbierać - chyba się nieco speszyła moim chwilowym wpatrywaniem się w nią jak w obrazek.
- Violu - powiedziałem, na co ona od razu się odwróciła - może w ramach podziękowania za pomoc przy nauce wybralibyśmy się na przejażdżkę rowerową tutaj do lasu nad jezioro? Wzięlibyśmy jakieś żarcie, koc i posiedzielibyśmy trochę a później byśmy wrócili. Mówiłaś ze jeszcze dobrze nie znasz okolicy, więc byś zobaczyła jak tu jest pięknie. Co Ty na to? - zaproponowałem.
- W sumie czemu nie? - to chyba miało oznaczać ze się zgadza.
- Tylko ze nie mam roweru - stwierdziła.
- Hm... to pożyczę od sąsiadki dla Ciebie - powiedziałem.
- Skoro tak, to zgoda - powiedziała znów obdarowując mnie tym ślicznym uśmiechem.
- To szczegóły obgadamy w szkole - puściłem jej oczko.
- Ok. Na razie - machnęła mi ręką i wyszła.
- Yyyyy poczekaj! - znów ją zatrzymałem. To jest już chyba tradycja ~ uśmiechnąłem się sam do siebie.
- No? - spojrzała na mnie.
- Odwiozę Cię, bo zaraz będzie lać! - wskazałem na wielką czarną chmurę idącą w naszym kierunku.
- Nie rób sobie kłopotu. Jeszcze zdążę dojść do domu przed deszczem - powiedziała.
- Ale to nie było pytanie - powiedziałem i zacząłem wkładać moje buty.
- Ale... - zaczęła.
- O Ali pogadamy sobie później, teraz poczekaj na mnie przy furtce, bo muszę wystawić mój motor - powiedziałem i wyszedłem z domu przepuszczając przodem Violettę. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w kierunku garażu. Wyprowadziłem go i wyjechałem z bramy. 
- Widzisz, nie zdążyłabyś dojść na piechotę do hotelu, bo już zaczyna padać - powiedziałem, ściągając z siebie bluzę i zarzucając ją na plecy Violetty.
- Co ty robisz? - zdziwiła się.
- Żebyś nie zmokła - stwierdziłem.
- Dzięki, ale nie musisz - patrzyła na mnie wzrokiem, jakby co najmniej chciała mnie zadźgać nożem.
- Oj dobra! Przestań już marudzić. Jedziemy do hotelu, bo jak nas złapie ulewa to nam się odechce wszystkiego - powiedziałem, ruszając przed siebie. Jechaliśmy ok. 4 minuty i nagle nie wiadomo skąd zaczęło lać. Deszcz się co raz bardziej zwiększał, a my jechaliśmy dalej. Po kolejnych 3 minutach byliśmy już na miejscu. Szybko pomogłem Violetcie zejść z motoru. 
- To zostaw motor tutaj i chodź do mnie na górę - powiedziała.
- Nie, ale... - zacząłem.
- Chodź na górę! Nie pojedziesz do domu w taką ulewę - niemalże się darliśmy do siebie przez ten zagłuszający szum deszczu.
- No dobra - zgodziłem się i szybko zaparkowałem motor w odpowiednim miejscu. Szybko wbiegliśmy do środka wielkiego budynku. Cali przemoknięci skierowaliśmy się na 3 piętro, do apartamentu, w którym obecnie mieszka Violetta.
- No widzę, że całkiem spoko tu jest... - stwierdziłem, rozglądając się dookoła.
- Wolałam swój dom, ale dopóki nie odnajdę rodziców, mój dom przejęła obca kobieta - powiedziała, ze smutną miną.
- Spokojnie... Będzie dobrze - uspokajałem ją. Violetta usiadła na wielkim hotelowym łóżku, a ja usiadłem zaraz obok niej. W głowie miałem przeróżne myśli. Nie raz mam wrażenie, że ona nie jest taką zwykłą dziewczyną jakie znałem do tej pory, ale zaraz na myśl przychodzi mi Fede i to, że muszę wygrać zakład! 
- Wiesz co? - zacząłem.
- No nie bardzo wiem - zaśmiała się.
- Masz śliczny uśmiech - powiedziałem.
- Mmmm co za komplement... Dziękuję - powiedziała. Po woli zaczynałem zbliżać się do niej. Nasze wzroki się zetknęły, jej oddech stał się szybszy, a z odległości 10-ciu centymetrów dokładnie słyszałem bicie jej serca.....



***************************************************
Witamy Was bardzo serdecznie w ten sobotni wieczór! Na początek chciałyśmy Was bardzo bardzo bardzo przeprosić, za ostatni brak aktywności na blogu. Tak wiemy - nawaliłyśmy po całości, ale ostatnio był taki czas, że w szkole wszyscy walczyli o oceny i jakoś tak wyszło, że nie było kiedy napisać tutaj cokolwiek. Mamy nadzieję, że nie opuściliście nas przez ten czas i jesteście z nami dalej <3. Teraz rozpoczęły się wakacje, postaramy się dodawać rozdziały regularnie co tydzień w sobotę, albo w niedzielę, tak jak było przed tą 'małą' przerwą. Apropo... Z całego serca życzymy Wam udanych wakacji, kochani! To chyba na tyle... mamy nadzieję, że rozdział się podoba i liczymy na mały ślad w postaci komentarza :D. Z góry dziękujemy za wyrozumiałość i przepraszamy.

Buziaki :*

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 7

- Dobrze Violu. Porozmawiajmy na spokojnie - powiedziala, jak gdyby nigdy nic.
- Nie będę z tobą rozmawiać! - wkurzylam się i zaczęłam szukać walizki w szafie.
- Co Ty robisz? - zdziwiła się.
- A jak Ci się zdaje?! - warknęłam.
- Tak? No i gdzie pójdziesz?!
- Nie twój interes! - starałam się zachować zimną krew.
- A idź w cholerę! - krzyknęła i wyszła z pokoju.
- Dobrze zrobiłaś - powiedział Leon. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko w nerwach wrzucalam ubrania do małej walizki. Nie wiedziałam, czy wzięłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, ale miałam to gdzieś. Zależało mi tylko na tym, aby opuścić ten dom! Nie myślałam o tym, gdzie się zatrzymam, myślałam tylko aby jak najszybciej wyjść i nigdy więcej nie spotkać tej kobiety.
- I gdzie pójdziesz? - zapytał Leon.
- Nie wiem, wiem tylko tyle ze już nigdy więcej tu nie wrócę. Chyba, ze to ona pierwsza opuści ten dom.
- A znasz kogoś jeszcze tutaj? - zadawał pytania.
- Nie - powiedziałam stanowczo.
- Bo jak chcesz to ja mam wolne pokoje w domu. Mozesz u mnie sie zatrzymac na pare dni - zaproponowal.



- Nie, Leon. Dziękuję Ci za propozycję, ale nie chce Cię wykorzystywać. Ja się zatrzymam w hotelu "Lambert" co jest tutaj niedaleko. I tak już mi pomogles, więc dziękuję. Dalej poradzę sobie sama. Masz przecież swoje życie - powiedziałam.
- Jak chcesz. Jeżeli bedziesz czegoś potrzebowała, to wal jak w dym - powiedział.
- Dzięki jeszcze raz - odpowiedziałam, po czym oboje rozeszlismy się w dwie różne strony. Poszłam do hotelu, w którym miałam się na jakiś czas zatrzymać.
*Leon*
Teraz to ja już w ogóle nie wiem, czy lepiej być w sytuacji w której rodzice mają Cię totalnie w dupie czy w takiej jak Violetta. Podziwiam ja, bo i tak jak na taką sytuację to jest bardzo dzielna i odważna. Ale nie ważne... czas wrócić do normalnego życia.
***następny dzień***
Czekam pod salą od matematyki. Lekcje zaczną się za 7 minut. Po woli w całej szkole zaczyna się robić tłoczno, od uczniów. Nagle po schodach zauważyłem Violette. Jezuuu, jaka ta dziewczyna musi być silna, żeby po tak ciężkiej sytuacji w jakiej sie znalazła mieć siłę jeszcze przychodzić do szkoly ~ pomyślałem. Nagle moje zamyslenie przerwał Fede.
- Siema, Stary! - podał mi rękę.
- No siema! - odpowiedziałem.
- Co jest? - zapytał patrząc na moje oczy siedzące Violette.
- Podziwiam ja - stwierdziłem.
- Ohoho! Czyli jednak ja poderwales? - śmiał się.
- Nie! Byłem świadkiem dość zaskakującej sytuacji w jakiej sie znalazła - opowiedzialem mu wszystko od początku do końca.
- No to rzeczywiście klapa. Ale jest silna więc nie masz się czym przejmować - poklepal mnie po ramieniu.
- No niby tak - powiedziałem, dalej wpatrując się w nią.
- Ej ej ej! Ty nawet nie kombinuj, bo nie masz u niej szans, mój przyjacielu - powiedział jak zawsze "zabawny" Fede.
- A kto powiedział ze nie mam? - zainspirował mnie.
- To nie twój typ. Poza tym nie miałbyś najmniejszej szansy u niej. Takie dziewczyny jak ona nie sa łatwe - kusil dalej - wiesz co? Daje ci tydzień. Jeśli zdołasz ja poderwać przez ten czas i się z nią umówić stawiam piwo!
- Pffffff! Bez problemu! Zacznę już dzisiaj! - stwierdziłem.



******************************
Hello guys ❤! No i jest siodemeczka . Jak widać ^^ Leon zapomniał o tym w jakim stanie jest Violetta i zachciało mu się żartów  jak myślicie? Dobrze się to skończy czy nie bardzo? Piszcie w komentarzach co sądzicie  mam nadzieję, ze rozdział się podoba i nie zanudzil was na śmierć  dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem  jesteście kochani . I teraz tak... nie wiem czy uda mi się napisać rozdział w przyszłym tygodniu, bo jadę na wycieczkę kilkudniowa i wypada ona akurat w weekend także trochę nawalilam, ale mam nadzieję, ze uda mi się coś wyskrobac w ciagu tygodnia, żeby nie rujnowac frekwencji. Jeżeli się nie uda, to rozdział pojawi się za dwa tygodnie. Mam nadzieję, ze rozumiecie. To chyba na tyle dzisiaj...
Ps. Wybaczcie, ze taki krótki, ale nie bardzo miałam czas ostatnio pisać. Obiecuję ze następny będzie dłuższy 
Buziaki 

sobota, 21 maja 2016

Rozdział 6

Na miejscu byliśmy po upływie 15 minut. Weszliśmy do wielkiego domu. Wyglądał niczym pałac, ale to nie dziwne przy takiej firmie na pewno dużo zarabiają. Z zdjelam moje buty w wejściu i weszłam dalej. Dom był piękny, ale pusty. Nie dziwię się już Leonowi, ze brakuje mu rodziców. Siedzi calymi dniami w tym wielkim i pustym domu...
- No to chodźmy do kuchni - prowadził.
Weszliśmy do ogromnej kuchni, po środku której stał duży stół.
- Okej... to robimy! - powiedziałam.
- Tyle ze ja jakby no... - zaczął się jakac.
- Nie umiesz robić gofrow? - rozesmialam się.
- Nie śmiej się ze mnie - zrobił śmieszną minę, po czym sam zaczął się śmiać.
- No dobra, koniec tego dobrego... wyjmij składniki z tego przepisu - pokazałam mi przepis na naleśniki z Internetu mojej komórki. Chłopak zwinnie powyjmował wszystkie skladniki i postawił na blacie.



- Najpierw wsyp wszystkie potrzebne składniki do miski - powiedziałam zakładając fartuszek, wiszący na oparciu krzesła.
- Ale które?
- No masz napisane w przepisie - wskazałam na telefon, lezacy zaraz obok miski. Zrobił to o co prosiłam o zaczął wolno mieszać.
- Ale to nie tak... - powiedziałam, podchodząc do niego bliżej - pokaż mi.
- Proszę bardzo - powiedział, ossuwajac się od blatu. Wzięłam do ręki łyżkę i zaczęłam energicznie mieszać składniki w misce. Brunet ustal za mną, w taki sposob, ze na swoim karku czułam jego ciepły oddech. Czułam się lekko skrepowana ta sytuacją.
- Mogę teraz ja? - odwrocilam sie, czego efektem bylo zetkniecie sie naszych spojrzeń.
- Mhmm - wymamrotalam pod nosem i kiedy chciałam się odsunąć on złapał moja rękę razem z łyżka i zaczął naśladować moje wcześniejsze mieszanie ciasta. Nagle usłyszeliśmy dźwięk wjezdzajacego samochodu. Przez okno ujrzałam rodziców Leona.
- Twoi rodzice? - zapytałam.
- Na to wygląda - odparł.
- To może ja się juz będę zbierać - powiedziałam, po woli zdejmujac fartuszek.
- Przestań! - złapał sznureczki od fartuszek i mi je z powrotem zawiązał - oni i tak będą dalej pracować także nawet nie zauważa ze tu jesteś. Uwierz mi.
- No dobrze - powiedziałam. Leon dalej mieszał ciasto, które wyglądało już naprawdę dobrze. Na koniec nagrzalam gofrownice i upieklismy gofry. Leon rzeczywiście miał rację. Jego rodzice weszli do domu i nie zważając na nic poszli do swojego pokoju dalej pracować. Efekt końcowy gofrow wyglądał idealnie. Udało się. Jedliśmy te gofry śmiejąc się przy tym ogromnie.
- Zostało Ci trochę bitej śmietany na nosie - zaczęłam się śmiać na widok zabawnie umorusanego chlopaka.
- Ty się tak nie wymadrzaj bo masz jej pełno dookoła ust - zasmial się.
- No dobra, koniec tej zabawy - stwierdziłam, wycierajac serwetka usta - która godzina?
- 20:46 - powiedział spoglądając na ekran komórki.
- Już?! O Boże! Trochę się zasiedzialam - powiedziałam, wstajac i wyjmujac mojego iPhone'a z tylnej kieszeni shortow - 9 nieodebranych połączeń od mamy. Muszę lecieć.
- Odprowadze Cię - stwierdził.
- Jak chcesz - powiedziałam. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w strone mojego domu. Dużo rozmawialiśmy. Dowiedziałam się o nich sporo interesujących rzeczy... Nagle zrobiło się chłodno i na mojej skórze pojawila sie gesia skórka. Chłopak widząc to, zarzucił mi swoją bluzę, którą trzymał w ręku na moje plecy. Podziekowalam mu uśmiechem na twarzy. Nim sie zorientowalismy byliśmy już miejscu.
- Dziękuję Ci bardzo za cały..... - zaczęłam.
- Violetta!!! - wyszła z domu mama - Gdzie ty byłaś tyle czasu?! Dlaczego nie odbierasz telefonu?!
- Mamo ja... - znów mi przerwała.
- Do domu!!! Natychmiast!!! Nie chce Cię słychać! Masz szlaban na wszystko!! - krzyczała.
- Niech Pani ja zostawi! Nic złego nie zrobiła! - wtrącił się Leon.
- Z tobą rozmawiam?! - zwróciła się do Leona.
- Skoncz już!! - krzyknelam - myślisz, ze jestem tak głupia, ze nie dowiedziałam się o adopcji?!
- Slucham? - zmiekla.
- To co słyszałaś! Wiem, ze jestem adoptowana!
- Violu, ja... przepraszam Cię bardzo. Wybacz mi kochanie, nie chciałam Ci o tym mówić żeby Cię nie zranić. Martwię się o Ciebie i nie chce żebyś miała do mnie żal. Proszę Cię, nie skreslaj mnie... - powiedziała. Spojrzałam na Leona. Stał jak sparaliżowany. Był w szoku tak jak ja widzac zachowanie tej kobiety.
- Wejdziemy do domu i na spokojnie porozmawiamy? - zapytała.
- Tak - powiedziałam. Spojrzałam na Leona wzrokiem "jeszcze raz dziękuję za wszystko". Zrozumiał gest i odszedł. Weszliśmy z mamą do domu.
- Chodźmy do Ciebie do pokoju - powiedziała. Poszliśmy na górę. Weszliśmy do pokoju w którym usiadłam na moim łóżku. Mama podeszła do mnie i niewiele myśląc uderzyła mnie w twarz. Odruchowo zlapalam się za bolace miejsce.
- Myślisz, ze to co zrobiłaś ujdzie ci płazem?! O nie! - powiedziała, wyrywajac mi telefon z ręki i wychodząc z pokoju, zamknęła go na klucz. Kolejny raz doznalam szoku. Nie sądziłam, ze jest do tego stopnia fałszywa. I nie sądziłam, ze posunie się do tego stopnia, żeby mnie uderzyć. Zamknęła mnie na klucz w pokoju. Zrezygnowana wyszłam na balkon. Miałam milion myśli w głowie.
***2 godziny później***
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Parę razy krzyczalam, zeby otworzyla mi drzwi ale na marne. Nawet sie nie odezwala. Lezalam na łóżku patrząc w sufit i myśląc nad moim życiem, jak bez przerwy ostatnio. Nagle usłyszałam ciszy szelest liści na dworze. Podeszłam do okna, aby zobaczyć co to. Zobaczyłam Leona. Na mojej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech. Otworzyłam balkon i wpuscilam go do środka.
- Co Ty tu robisz? - otarlam spływające łzy z policzka.
- Nie wiedziałem, co się stalo bo nie odbieralas telefonu... - powiedział.
- Szkoda gadać - posmutnialam.
- Co Ci się stało w policzek? - zapytał, lapiac mnie delikatnie za brodę i przekrecajac moja głowę w prawa strone, patrząc na policzek.
- A co? - udałam, ze nie wiem o co chodzi.
- Masz czerwony jakbyś się sparzyla - stwierdził.
- Toooo ten.... no bo "mama" się trochę wkurzyla i mnie uderzyła, a na koniec zamknęła w pokoju na klucz - machnelam zrezygnowana ręką.
- Uderzyła Cię?! - zdziwił się.
- Ciiiiszej! - skarcilam go.
- Ty się boisz, ze Cię usłyszy?! Nie jest twoja matka, nie dość ze Cię uderzyła, zamknęła Cię w pokoju i Ty chcesz siedzieć cicho?!? No nie!! Ty sobie jaja robisz! - serio, wydawał ze zdenerwowany. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś otwiera kluczem drzwi mojego pokoju. Do pokoju weszła "mama"...
*******************************
Witajcie kochani ! Przybywamy do was z 6 rozdzialem. Mam nadzieję ze wam się podoba. Nie miałam w tym tygodniu jakoś weny, ale coś jest  jeśli przeczytaliscie, mam nadzieję ze zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza . To dla nas na prawdę bardzo wazne ☺ Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem  to chyba na tyle dzisiaj... ❤ rozdział oczywiście za tydzień.
Buziaczki 

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 5

Dokumenty te, to mój akt urodzenia, który wskazuje na to, że kobieta, którą uważałam za moją biologiczną matkę, nią nie jest. Struchlałam. O co chodzi? Dlaczego okłamywała mnie tyle czasu? To kim ona właściwie dla mnie jest? Zadawałam sobie pytania. Moje oczy i policzki były niczym wielki wodospad rozpaczy. Moją pierwszą myślą było iść do niej i zapytać prosto z mostu o co chodzi, ale przypomniałam sobie, że rodzice Leona pracują jako adwokaci i mają własną firmę... Chciałabym się najpierw upewnić czy papiery te, są potwierdzone. Na szafce nocnej znalazłam jego numer telefonu, który ostatnio mi zostawił. Od razu wpisalam numer i zadzwoniłam. Odebrał po 3 sygnalach.
- Halo?
- Leon? Tu Violetta. Moglibyśmy się spotkać? Mam ważną sprawę - odznajmilam.
- Dobrze. Coś się stało? - dopytywal.
- Powiem Ci wszystko jak się spotkamy. Może być za 15 minut w parku, na tej ławce co rozmawialiśmy ostatnio? - mówiłam, ledwo powstrzymujac sie od płaczu.
- Dziwnie brzmisz. Mam się bać?
- Możemy się spotkać? - wkurzylam się jego pytaniami.
- W porządku, za 15 minut w parku.
- Do zobaczenia.
Szybko zgarnelam torebkę i poszłam w stronę wcześniej wyznaczonego miejsca. Na Leona czekalam ok. 7 minut.
- Cześć - przywitał sie.
- Cześć - odpowiedziałam.
- Mów co się dzieje - oznajmił.
- Mówiłeś mi kiedyś, ze twoi rozdzice pracują jako adwokaci, prawda? - zapytałam.
- No tak - odpowiedział.
- Mam prośbę... bo dzisiaj w pudełku, gdzie mama trzyma swoje najważniejsze dokumenty znalazłam mój akt, który według mnie świadczy o tym, ze kobieta z która mieszkam nie jest moja biologiczna matka - mówiłam, ale moje oczy momentalnie się zaszklily.
- Na prawde? - zapytał, z nutą niedowierzania w głosie  - mogę zobaczyć?
- Proszę - podałam mu papiery.
- Violu... jeśli mogę tak na Ciebie mówić - pokiwalam głową na "tak" - chodźmy!
- Gdzie? - zapytałam.
- No do moich rodziców. Wyjaśnimy ta sprawę na miejscu, żebyś nie musiała czekać - powiedział.
- Dzięki. To dla mnie na prawdę ważne - powiedziałam.
- Domyślam się - powiedział.
Szliśmy tak ok. 5 minut nic do siebie nie mówiąc.
- Wiesz... zastanawiam się, jak będzie dalej wyglądać moje życie jeżeli okaże się, ze ona nie jest moja mama na prawdę.
- Ale spójrzmy prawdzie w oczy... nawet jeśli by tak było, to wyobraź sobie ze twoja "mama" juz nigdy więcej nie będzie miała prawa ci nic zabronić ani nakazać. Będziesz wolna - próbował mnie pocieszyć.
- W sumie tak, ale w takim razie kim są moi prawdziwi rodzice? Gdzie mieszkają? Co robią? I daczego mieszkam z nia a nie z nimi?
- Na razie nie myśl o tym. Musimy ogarnąć czy te papiery sa prawdziwe - miał rację. Po ok. 20 minutach doszliśmy na miejsce. Leon zaprowadził mnie do ogromnego budynku w centrum Buenos Aires. To właśnie była firma jego rodziców. Weszliśmy do środka i wjechalismy winda na 2 piętro. Skierowaliśmy się w stronę biura, gdzie obecnie przebywają, po czym brunet zapukał. Po niecałych 3 sekunach usłyszeliśmy głośne "prosze" z głębi pokoju.
- Dzień dobry - powiedziałam, wchodząc do pokoju. Leon wszedł tuż za mną.
- Dzień dobry - odpowiedzieli na raz Państwo Verdas.
- Cześć - powiedział Leon, zamykając drzwi od pokoju - słuchajcie, mam taką sprawę do was... Bo moja koleżanka ma problem. Znalazła w papierach mamy, takie dokumenty - podał tacie kopertę z dokumentami.
- No i? - dopytywal jego ojciec.
- Chodzi o to, ze z tych papierów wynika, ze nie jestem biologiczna córka kobiety z która mieszkam. Poprosiłam Leona, żeby poprosił panstwa o sprawdzenie tego, bo muszę mieć pewność - dokonczylam.
- Mhm... - dodał Leon. Uważnie patrzyłam na mężczyznę około czterdziestki. Nic w okol mnie nie interesowało. Po uważnym przejrzeniu aktu uniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Przykro mi, ale tak. Z tych dokumentów wynika, ze zostalas adoptowana. Albo twój ojciec po prostu rozwiodl się mama i tego nie pamietasz bo bylas mala. Zależy... jeżeli byłaś adoptowana to powinno być jeszcze potwierdzenie adopcji z tymi dokumentami - stwierdził.
- A czy mogę jakoś odnaleźć rodziców? - zapytałam.
- Pewnie, ze tak. Ale musisz mieć jakieś wskazówki. Poza tym, jeżeli dom w którym teraz mieszkacie był na Twoich prawdziwych rozdzicow, to znaczy ze dom jest teraz twoj. A ta kobieta z która mieszkasz i uważasz za mamę, mogła Ci o tym nie mówić żeby zatrzymać to co jest twoje przy sobie. Znam wiele takich przypadków, dlatego to mówię, ale nie bierz tego na razie do siebie. Musisz jeszcze poszukać jakichś dokumentów na potwierdzenie, albo odnaleźć swoich prawdziwych rodziców, o ile żyją - powiedzial.
- W porządku, dziękuję panu bardzo. Do widzenia - pożegnalam się. Jak najszybciej chciałam z tamtad wyjsc i nie pokazywac, ze się rozkleilam do reszty. Po chwili uslyszalam, jak ktoś woła moje imię. Odwrocilam sie szukając wzrokiem tej osoby. Ujrzalam Leona zamykajacego drzwi do biura rodziców.
- Zapomniałaś papierów - powiedział podbiegajac do mnie i wręczając mi kopertę z dokumentami. Czułam, ze moje oczy sa przepełnione żalem, smutkiem, bólem. Nie umiałam tego ukryć. Nie byłam w stanie... to było silniejsze ode mnie.
- Dziękuję - odpowiedziałam, ocierając policzki ze spływających łez.
- A może masz ochotę na obiad? - zapytał.
- Wolałabym teraz pobyć sama. Przemyśleć to wszystko - odpowiedziałam.
- No nie daj się prosić... - męczył mnie dalej.
- No dobrze - zgodzilam się po chwilowym zastanowieniu.
- Super. Chodzmy! - ucieszyl sie. Skierowalismy sie w strone windy. Zjechalismy na dol i poszlismy w strone wyjscia. Bylam zalamana, cały czas zastanawiałam się nad moim życiem...
- Halo? Słyszysz mnie? Nie odplywaj! - zasmial się brunet.
- Sorki. Trochę się zamyslilam - odpowiedziałam.
- Co Ty, nie zauważyłem - powiedział z widocznym sarkazmem w głosie - nie myśl choć przez chwilę o tym. Wyluzuj troszkę.



- Łatwo Ci mówić.
- Dobra, skończmy już ten temat, bo się zalamiesz już do końca. Idziemy do tej restauracji? - wskazał na wielki budynek przed nami.
- Można - odpowiedziałam obojętnie.
- Ohoho jaki entuzjazm... dziewczyno nie szalej - i znów ta ironia. Spojrzałam na niego ponuro. Weszliśmy do restauracji nowocześnie ozdobionej. Zajęliśmy stolik przy ścianie, po czym przywitał nas kelner. Podał menu i odszedl. Razem z Leonem wybralismy sobie spaghetti i do tego cola. Kelner przyjal od nas zamowinie, a ja znow sie zamyslilam. 
- Ej - próbował mnie ocknac.
- Mm? 
- Nie odplywaj! - zrobił śmieszną minę.
- Nie odplywam.
- Nieeee, coś Ty! - zasmial się.
- A jakbyś się zachowywał na moim miejscu? - zapytałam.
- Nie wiem - teraz on się zamyslil.
Po chwili przynieśli nam dwa talerze spaghetti i picie. 

***10 minut później***
- To co, teraz idziemy na gofry? - zapytał.
- Chcesz żebym pękła? 
- Nie... chce żebyś poszła ze mną na gofry.
- Jeżeli przez Ciebie przybędzie mi 5 kilo to, Cię zamorduje - zasmialam się.
- Podejmuje to ryzyko
- Tak?
- Tak
- To idziemy - powiedziałam. Zapłaciliśmy za jedzenie i ruszyliśmy w strone budki z goframi. Niestety budka była już zamknięta. Dopiero teraz zorientowalismy się, ze jest tak pozno.
- To mam pomysł! - powiedział - chodźmy do mnie. Rodzice sa w pracy jeszcze, to zrobimy gofry u mnie.
- Dziękuję Ci, ale jest pozno i... - nie dał mi skończyć.
- I... przypominam Ci, ze twoja "mama" nic Ci nie zrobi jak wrócisz później - dokończył - więc nie marudź tylko idziemy do mnie. Poza tym widzę, ze humor ci się poprawił.
- No może trochę - odparlam.
- To zapraszam... - i poszlismy w strone jego domu.


**************************************
Witamy Was w te niedzielne popołudnie 😊. Kochani, na poczatek bardzo wam dziękujemy za wyświetlenia, komentarze i obserwatorów. Jesteście cuuudowni ❤. Jeżeli przeczytaliscie, to zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza 😘 to dla nas na prawdę bardzo ważne, a przede wszystkim dajecie nam ogromną motywację do dalszego pisania 💗. Next naturalnie za tydzień 📖

Buziaczki 😙

niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 4

***Następny dzień***
Obudziłam się ok. 6 rano. Nie mogłam usnąć więc postanowiłam wstać. Na dworzu lało jak z cebra. Niechętnie założyłam długie jeansowe spodnie, które po krótkim namyśle podwinęłam do kostek, jasnoniebieska bluzkę i białe Conversy. Nie był to dobry wybór butów, jak na taką pogodę, ale uznałam że inne nie będą pasować do mojego ubrania. Udałam się do łazienki i wykonałam wszystkie poranne czynności. Na koniec nałożyłam lekki makijaż i lekko psiknęłam na moją skórę waniliowymi perfumami po czym zeszłam na dół. Ze schodów usłyszałam jak mama rozmawia z kimś przez telefon. Nie chciałam jej przeszkadzać, dlatego zeszłam cicho i bezszelestnie. Z dala usłyszałam dość dziwne słowa z ust mamy. "(...) nie! Nie powiem jej tego. Oszalałeś?! Wszystko zostaje po staremu. Dom jest mój!". Nie ukrywam, że zdziwiło mnie to trochę. Zadawałam sobie mnóstwo pytań... Jaki dom? O czym i komu nie powie? Z kim rozmawiała? Przecież niedawno się tu przeprowadziliśmy, nie mogła nikogo poznać w tak krótkim czasie... a może jednak? "Dobrze. Tam gdzie zawsze o 18." - dodała na końcu i się rozłączyła. A może ma jakieś kłopoty?
- Mamo.... - weszłam do kuchni. Ją widocznie zdziwił i przestraszył mój widok, bo raptownie drgnęła. Spojrzała na mnie surowym wzrokiem, po czym łagodnie mnie przywitała. Zachowywała się na prawdę dziwnie. Jak nie ona.
- Z kim rozmawiałaś? - zapytałam.
- To w sprawie pracy! - odpowiedziała stanowczo i pewnie. Mimo wszystko wiedziałam ze prawda jest zupełnie inna. Wszystko wydawało mi się dziwne i podejrzane.
- Okej - odpowiedziałam, układając w głowie plan jak sprawdzić, co ona kombinuje. Postanowiłam, że po szkole po prostu pójdę za nią w to miejsce gdzie się umówiła z tą osobą. "Dobra Violetta! Musisz iść do szkoły" otrząsnęłam głowę z wszystkich myśli i trzaskając drzwiami wyszłam z domu. W szkole byłam 8:15, więc miałam jeszcze piętnaście minut do dzwonka. Wyciągnęłam książkę od historii z torby i zaczęłam powtarzać sobie ostatni temat lekcji. Jednak chyba nie za długo go powtarzałam, bo odpływałam myślami daleko. Dalej biłam się z myślami o co chodziło mamie i tej osobie, z którą rozmawiała. Moje myśli przerwała piękna blondynka z która chodzę do klasy, ale jeszcze nie miałyśmy okazji się poznać. Usiadła obok mnie.
- Violetta, tak? - zapytała, na co potwierdziłam kiwaniem głowy - Jestem Ludmiła.
- Miło mi - uśmiechnęłam się.
- I jak się odnajdujesz w naszej klasie?
- Na razie jeszcze mi tak ciężko stwierdzić, bo jest dopiero trzeci dzień, ale na chwilę obecną może być - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Spokojnie, musisz się rozkręcić, a później będzie już tylko lepiej - powiedziała z szerokim uśmiechem widniejącym na jej promiennej twarzy.
- Mam nadzieję.
- Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to jestem do Twojej dyspozycji w każdej sprawie - powiedziała.
- Dziękuję - odpowiedziałam. Gdy Ludmiła odeszła, wstałam z ławki, kierując się w stronę mojej szafki na korytarzu. Otworzyłam ją a z niej wyleciała koperta. Zdziwiona, podniosłam ją z ziemi. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcję, a nauczycielka historii już otwierała salę. Szybko wrzuciłam kopertę między kartki podręcznika i ruszyłam w stronę sali.

***6 godzin później***
Lekcje minęły jak z bicza strzelił. Wyszłam z sali i skierowałam się w stronę wyjścia. Gdy byłam już w domu była godzina 15:30. Zjadłam wczorajsze schabowe i poszłam na górę odrobić lekcje. Mama wróciła do domu ok. 17, przebrała się i wyszła z domu nic nie mówiąc. Szybko zwinęłam torebkę, zamknęłam dom i ruszyłam za nią nie spuszczając z niej oka nawet na sekundę. Mama weszła do jakiejś kawiarni i usiadła przy stoliku, widocznie na kogoś czekając. Ja usiadłam na samym końcu, tak aby mnie nie zobaczyła. Po 15  minutach siedzenia, pojawił się jakiś dziwny mężczyzna. Usiadł przy stoliku, razem z mamą, ale nie mogłam usłyszeć z tej rozmowy nic. Za daleko siedziałam. Nie mogłam, teraz się przesiąść ani wyjść bo by mnie nakryła. Zobaczyłam, że facet przekazuje mamie jakieś dokumenty, które oboje z uwagą przeglądają. Po chwili mama chowa je do torebki i się żegnają. Hmmm... czyli wychodzi na to że to nie jest jakiś facet bliski jej sercu, bo trzymali dystans. Widocznie chodziło serio o pracę a ja popadałam w paranoje. Poszłam najkrótszą drogą do domu, tak aby mama nie zorientowała się, że gdzieś wychodziłam. Zaraz po tym jak weszłam do domu, wróciła. Odetchnęłam z ulgą, że mnie nie nakryła i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam wszystko analizować. Przez uchylone drzwi widziałam jak mama podąża ku swojej sypialni, ale szybko z niej wychodzi i kieruje się na dół. Nie wiem dlaczego, postanowiłam tam wejść. Na szczycie szafy zobaczyłam pudełko po butach, gdzie mama trzyma najważniejsze dokumenty. Nie wiem co mnie podkusiło aby je otworzyć, ale to zrobiłam. Na samym wierzchu leżała koperta, którą przekazał jej mężczyzna, z którym spotkała się dzisiaj w kawiarni. Otworzyłam ją i wyciągnęłam dokumenty. To co w na nich przeczytałam było ponad moje siły...



*************************************************
Kochani! Tak, jak obiecywałam rozdział pojawił się w weekend. Bardzo Was przepraszam, że taki krótki, ale musiałam go urwać, żeby było troszkę ciekawiej hihi ;). Mam nadzieję, że mimo jego długości nie zanudziłyśmy Was ;). Mogę zdradzić, że dokumenty, które Violetta przeczytała trooooochę ją zdziwią.... Dzisiaj się nie rozpisuję ;). Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia <3. Jesteście kochani. Następny rozdział za tydzień w sobotę bądź w niedzielę.


Buziaczki :*