Na miejscu byliśmy po upływie 15 minut. Weszliśmy do wielkiego domu. Wyglądał niczym pałac, ale to nie dziwne przy takiej firmie na pewno dużo zarabiają. Z zdjelam moje buty w wejściu i weszłam dalej. Dom był piękny, ale pusty. Nie dziwię się już Leonowi, ze brakuje mu rodziców. Siedzi calymi dniami w tym wielkim i pustym domu...
- No to chodźmy do kuchni - prowadził.
Weszliśmy do ogromnej kuchni, po środku której stał duży stół.
- Okej... to robimy! - powiedziałam.
- Tyle ze ja jakby no... - zaczął się jakac.
- Nie umiesz robić gofrow? - rozesmialam się.
- Nie śmiej się ze mnie - zrobił śmieszną minę, po czym sam zaczął się śmiać.
- No dobra, koniec tego dobrego... wyjmij składniki z tego przepisu - pokazałam mi przepis na naleśniki z Internetu mojej komórki. Chłopak zwinnie powyjmował wszystkie skladniki i postawił na blacie.
- Najpierw wsyp wszystkie potrzebne składniki do miski - powiedziałam zakładając fartuszek, wiszący na oparciu krzesła.
- Ale które?
- No masz napisane w przepisie - wskazałam na telefon, lezacy zaraz obok miski. Zrobił to o co prosiłam o zaczął wolno mieszać.
- Ale to nie tak... - powiedziałam, podchodząc do niego bliżej - pokaż mi.
- Proszę bardzo - powiedział, ossuwajac się od blatu. Wzięłam do ręki łyżkę i zaczęłam energicznie mieszać składniki w misce. Brunet ustal za mną, w taki sposob, ze na swoim karku czułam jego ciepły oddech. Czułam się lekko skrepowana ta sytuacją.
- Mogę teraz ja? - odwrocilam sie, czego efektem bylo zetkniecie sie naszych spojrzeń.
- Mhmm - wymamrotalam pod nosem i kiedy chciałam się odsunąć on złapał moja rękę razem z łyżka i zaczął naśladować moje wcześniejsze mieszanie ciasta. Nagle usłyszeliśmy dźwięk wjezdzajacego samochodu. Przez okno ujrzałam rodziców Leona.
- Twoi rodzice? - zapytałam.
- Na to wygląda - odparł.
- To może ja się juz będę zbierać - powiedziałam, po woli zdejmujac fartuszek.
- Przestań! - złapał sznureczki od fartuszek i mi je z powrotem zawiązał - oni i tak będą dalej pracować także nawet nie zauważa ze tu jesteś. Uwierz mi.
- No dobrze - powiedziałam. Leon dalej mieszał ciasto, które wyglądało już naprawdę dobrze. Na koniec nagrzalam gofrownice i upieklismy gofry. Leon rzeczywiście miał rację. Jego rodzice weszli do domu i nie zważając na nic poszli do swojego pokoju dalej pracować. Efekt końcowy gofrow wyglądał idealnie. Udało się. Jedliśmy te gofry śmiejąc się przy tym ogromnie.
- Zostało Ci trochę bitej śmietany na nosie - zaczęłam się śmiać na widok zabawnie umorusanego chlopaka.
- Ty się tak nie wymadrzaj bo masz jej pełno dookoła ust - zasmial się.
- No dobra, koniec tej zabawy - stwierdziłam, wycierajac serwetka usta - która godzina?
- 20:46 - powiedział spoglądając na ekran komórki.
- Już?! O Boże! Trochę się zasiedzialam - powiedziałam, wstajac i wyjmujac mojego iPhone'a z tylnej kieszeni shortow - 9 nieodebranych połączeń od mamy. Muszę lecieć.
- Odprowadze Cię - stwierdził.
- Jak chcesz - powiedziałam. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w strone mojego domu. Dużo rozmawialiśmy. Dowiedziałam się o nich sporo interesujących rzeczy... Nagle zrobiło się chłodno i na mojej skórze pojawila sie gesia skórka. Chłopak widząc to, zarzucił mi swoją bluzę, którą trzymał w ręku na moje plecy. Podziekowalam mu uśmiechem na twarzy. Nim sie zorientowalismy byliśmy już miejscu.
- Dziękuję Ci bardzo za cały..... - zaczęłam.
- Violetta!!! - wyszła z domu mama - Gdzie ty byłaś tyle czasu?! Dlaczego nie odbierasz telefonu?!
- Mamo ja... - znów mi przerwała.
- Do domu!!! Natychmiast!!! Nie chce Cię słychać! Masz szlaban na wszystko!! - krzyczała.
- Niech Pani ja zostawi! Nic złego nie zrobiła! - wtrącił się Leon.
- Z tobą rozmawiam?! - zwróciła się do Leona.
- Skoncz już!! - krzyknelam - myślisz, ze jestem tak głupia, ze nie dowiedziałam się o adopcji?!
- Slucham? - zmiekla.
- To co słyszałaś! Wiem, ze jestem adoptowana!
- Violu, ja... przepraszam Cię bardzo. Wybacz mi kochanie, nie chciałam Ci o tym mówić żeby Cię nie zranić. Martwię się o Ciebie i nie chce żebyś miała do mnie żal. Proszę Cię, nie skreslaj mnie... - powiedziała. Spojrzałam na Leona. Stał jak sparaliżowany. Był w szoku tak jak ja widzac zachowanie tej kobiety.
- Wejdziemy do domu i na spokojnie porozmawiamy? - zapytała.
- Tak - powiedziałam. Spojrzałam na Leona wzrokiem "jeszcze raz dziękuję za wszystko". Zrozumiał gest i odszedł. Weszliśmy z mamą do domu.
- Chodźmy do Ciebie do pokoju - powiedziała. Poszliśmy na górę. Weszliśmy do pokoju w którym usiadłam na moim łóżku. Mama podeszła do mnie i niewiele myśląc uderzyła mnie w twarz. Odruchowo zlapalam się za bolace miejsce.
- Myślisz, ze to co zrobiłaś ujdzie ci płazem?! O nie! - powiedziała, wyrywajac mi telefon z ręki i wychodząc z pokoju, zamknęła go na klucz. Kolejny raz doznalam szoku. Nie sądziłam, ze jest do tego stopnia fałszywa. I nie sądziłam, ze posunie się do tego stopnia, żeby mnie uderzyć. Zamknęła mnie na klucz w pokoju. Zrezygnowana wyszłam na balkon. Miałam milion myśli w głowie.
- No to chodźmy do kuchni - prowadził.
Weszliśmy do ogromnej kuchni, po środku której stał duży stół.
- Okej... to robimy! - powiedziałam.
- Tyle ze ja jakby no... - zaczął się jakac.
- Nie umiesz robić gofrow? - rozesmialam się.
- Nie śmiej się ze mnie - zrobił śmieszną minę, po czym sam zaczął się śmiać.
- No dobra, koniec tego dobrego... wyjmij składniki z tego przepisu - pokazałam mi przepis na naleśniki z Internetu mojej komórki. Chłopak zwinnie powyjmował wszystkie skladniki i postawił na blacie.
- Najpierw wsyp wszystkie potrzebne składniki do miski - powiedziałam zakładając fartuszek, wiszący na oparciu krzesła.
- Ale które?
- No masz napisane w przepisie - wskazałam na telefon, lezacy zaraz obok miski. Zrobił to o co prosiłam o zaczął wolno mieszać.
- Ale to nie tak... - powiedziałam, podchodząc do niego bliżej - pokaż mi.
- Proszę bardzo - powiedział, ossuwajac się od blatu. Wzięłam do ręki łyżkę i zaczęłam energicznie mieszać składniki w misce. Brunet ustal za mną, w taki sposob, ze na swoim karku czułam jego ciepły oddech. Czułam się lekko skrepowana ta sytuacją.
- Mogę teraz ja? - odwrocilam sie, czego efektem bylo zetkniecie sie naszych spojrzeń.
- Mhmm - wymamrotalam pod nosem i kiedy chciałam się odsunąć on złapał moja rękę razem z łyżka i zaczął naśladować moje wcześniejsze mieszanie ciasta. Nagle usłyszeliśmy dźwięk wjezdzajacego samochodu. Przez okno ujrzałam rodziców Leona.
- Twoi rodzice? - zapytałam.
- Na to wygląda - odparł.
- To może ja się juz będę zbierać - powiedziałam, po woli zdejmujac fartuszek.
- Przestań! - złapał sznureczki od fartuszek i mi je z powrotem zawiązał - oni i tak będą dalej pracować także nawet nie zauważa ze tu jesteś. Uwierz mi.
- No dobrze - powiedziałam. Leon dalej mieszał ciasto, które wyglądało już naprawdę dobrze. Na koniec nagrzalam gofrownice i upieklismy gofry. Leon rzeczywiście miał rację. Jego rodzice weszli do domu i nie zważając na nic poszli do swojego pokoju dalej pracować. Efekt końcowy gofrow wyglądał idealnie. Udało się. Jedliśmy te gofry śmiejąc się przy tym ogromnie.
- Zostało Ci trochę bitej śmietany na nosie - zaczęłam się śmiać na widok zabawnie umorusanego chlopaka.
- Ty się tak nie wymadrzaj bo masz jej pełno dookoła ust - zasmial się.
- No dobra, koniec tej zabawy - stwierdziłam, wycierajac serwetka usta - która godzina?
- 20:46 - powiedział spoglądając na ekran komórki.
- Już?! O Boże! Trochę się zasiedzialam - powiedziałam, wstajac i wyjmujac mojego iPhone'a z tylnej kieszeni shortow - 9 nieodebranych połączeń od mamy. Muszę lecieć.
- Odprowadze Cię - stwierdził.
- Jak chcesz - powiedziałam. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w strone mojego domu. Dużo rozmawialiśmy. Dowiedziałam się o nich sporo interesujących rzeczy... Nagle zrobiło się chłodno i na mojej skórze pojawila sie gesia skórka. Chłopak widząc to, zarzucił mi swoją bluzę, którą trzymał w ręku na moje plecy. Podziekowalam mu uśmiechem na twarzy. Nim sie zorientowalismy byliśmy już miejscu.
- Dziękuję Ci bardzo za cały..... - zaczęłam.
- Violetta!!! - wyszła z domu mama - Gdzie ty byłaś tyle czasu?! Dlaczego nie odbierasz telefonu?!
- Mamo ja... - znów mi przerwała.
- Do domu!!! Natychmiast!!! Nie chce Cię słychać! Masz szlaban na wszystko!! - krzyczała.
- Niech Pani ja zostawi! Nic złego nie zrobiła! - wtrącił się Leon.
- Z tobą rozmawiam?! - zwróciła się do Leona.
- Skoncz już!! - krzyknelam - myślisz, ze jestem tak głupia, ze nie dowiedziałam się o adopcji?!
- Slucham? - zmiekla.
- To co słyszałaś! Wiem, ze jestem adoptowana!
- Violu, ja... przepraszam Cię bardzo. Wybacz mi kochanie, nie chciałam Ci o tym mówić żeby Cię nie zranić. Martwię się o Ciebie i nie chce żebyś miała do mnie żal. Proszę Cię, nie skreslaj mnie... - powiedziała. Spojrzałam na Leona. Stał jak sparaliżowany. Był w szoku tak jak ja widzac zachowanie tej kobiety.
- Wejdziemy do domu i na spokojnie porozmawiamy? - zapytała.
- Tak - powiedziałam. Spojrzałam na Leona wzrokiem "jeszcze raz dziękuję za wszystko". Zrozumiał gest i odszedł. Weszliśmy z mamą do domu.
- Chodźmy do Ciebie do pokoju - powiedziała. Poszliśmy na górę. Weszliśmy do pokoju w którym usiadłam na moim łóżku. Mama podeszła do mnie i niewiele myśląc uderzyła mnie w twarz. Odruchowo zlapalam się za bolace miejsce.
- Myślisz, ze to co zrobiłaś ujdzie ci płazem?! O nie! - powiedziała, wyrywajac mi telefon z ręki i wychodząc z pokoju, zamknęła go na klucz. Kolejny raz doznalam szoku. Nie sądziłam, ze jest do tego stopnia fałszywa. I nie sądziłam, ze posunie się do tego stopnia, żeby mnie uderzyć. Zamknęła mnie na klucz w pokoju. Zrezygnowana wyszłam na balkon. Miałam milion myśli w głowie.
***2 godziny później***
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Parę razy krzyczalam, zeby otworzyla mi drzwi ale na marne. Nawet sie nie odezwala. Lezalam na łóżku patrząc w sufit i myśląc nad moim życiem, jak bez przerwy ostatnio. Nagle usłyszałam ciszy szelest liści na dworze. Podeszłam do okna, aby zobaczyć co to. Zobaczyłam Leona. Na mojej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech. Otworzyłam balkon i wpuscilam go do środka.
- Co Ty tu robisz? - otarlam spływające łzy z policzka.
- Nie wiedziałem, co się stalo bo nie odbieralas telefonu... - powiedział.
- Szkoda gadać - posmutnialam.
- Co Ci się stało w policzek? - zapytał, lapiac mnie delikatnie za brodę i przekrecajac moja głowę w prawa strone, patrząc na policzek.
- A co? - udałam, ze nie wiem o co chodzi.
- Masz czerwony jakbyś się sparzyla - stwierdził.
- Toooo ten.... no bo "mama" się trochę wkurzyla i mnie uderzyła, a na koniec zamknęła w pokoju na klucz - machnelam zrezygnowana ręką.
- Uderzyła Cię?! - zdziwił się.
- Ciiiiszej! - skarcilam go.
- Ty się boisz, ze Cię usłyszy?! Nie jest twoja matka, nie dość ze Cię uderzyła, zamknęła Cię w pokoju i Ty chcesz siedzieć cicho?!? No nie!! Ty sobie jaja robisz! - serio, wydawał ze zdenerwowany. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś otwiera kluczem drzwi mojego pokoju. Do pokoju weszła "mama"...
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Parę razy krzyczalam, zeby otworzyla mi drzwi ale na marne. Nawet sie nie odezwala. Lezalam na łóżku patrząc w sufit i myśląc nad moim życiem, jak bez przerwy ostatnio. Nagle usłyszałam ciszy szelest liści na dworze. Podeszłam do okna, aby zobaczyć co to. Zobaczyłam Leona. Na mojej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech. Otworzyłam balkon i wpuscilam go do środka.
- Co Ty tu robisz? - otarlam spływające łzy z policzka.
- Nie wiedziałem, co się stalo bo nie odbieralas telefonu... - powiedział.
- Szkoda gadać - posmutnialam.
- Co Ci się stało w policzek? - zapytał, lapiac mnie delikatnie za brodę i przekrecajac moja głowę w prawa strone, patrząc na policzek.
- A co? - udałam, ze nie wiem o co chodzi.
- Masz czerwony jakbyś się sparzyla - stwierdził.
- Toooo ten.... no bo "mama" się trochę wkurzyla i mnie uderzyła, a na koniec zamknęła w pokoju na klucz - machnelam zrezygnowana ręką.
- Uderzyła Cię?! - zdziwił się.
- Ciiiiszej! - skarcilam go.
- Ty się boisz, ze Cię usłyszy?! Nie jest twoja matka, nie dość ze Cię uderzyła, zamknęła Cię w pokoju i Ty chcesz siedzieć cicho?!? No nie!! Ty sobie jaja robisz! - serio, wydawał ze zdenerwowany. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś otwiera kluczem drzwi mojego pokoju. Do pokoju weszła "mama"...
*******************************
Witajcie kochani ! Przybywamy do was z 6 rozdzialem. Mam nadzieję ze wam się podoba. Nie miałam w tym tygodniu jakoś weny, ale coś jest jeśli przeczytaliscie, mam nadzieję ze zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza . To dla nas na prawdę bardzo wazne ☺ Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem to chyba na tyle dzisiaj... ❤ rozdział oczywiście za tydzień.
Witajcie kochani ! Przybywamy do was z 6 rozdzialem. Mam nadzieję ze wam się podoba. Nie miałam w tym tygodniu jakoś weny, ale coś jest jeśli przeczytaliscie, mam nadzieję ze zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza . To dla nas na prawdę bardzo wazne ☺ Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem to chyba na tyle dzisiaj... ❤ rozdział oczywiście za tydzień.
Wszystko było pięknie ładnie. Leon I Viola spędzili miło czas. Jego rodzice są dziwni. Nie zwracają na niego w ogóle uwagi. Szkoda mi go. Odprowadził ją do domu. Violka w nerwach wyznała matce, że o wszystkim wie.
OdpowiedzUsuńCo za szmata!! Uderzyła ją i zamknęła w pokoju. Leon się martwił i ją odwiedził. Dowiedział się i sir wściekł. Co teraz będzie? Co zrobi "matka" jak go tam zauważy? A może zdążył się schować? A co jak wtedy przeszuka pomieszczenie.
Boski.
Czekam na next :*
Buziaczki :* ❤
Maddy ❤
Wspaniałe
OdpowiedzUsuńCudowne
Ta kobieta jest nie normalna w prost psychicznie chora !
Leoś i V robią gofry...mmm słodko !
czekam na next!
Heejka! :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny *-*
Naprawdę świetnie się go czytało ;)
Rodzice Leosia to porażka ;-;
Chociaż w porównaniu do 'matki' Vils jakoś ujdą...
Jak mogła ją uderzyć?!
A potem zamknąć?!
Co to Violetta jest jakąś Roszpunką, że ma siedzieć w zamkniętej wierzy?!
Mam nadzieje, że Leoś jakoś jej pomoże...
Czekam na next! :D
Kocham <33
Buziaki :**
<33
To chyba już twój przywilej co Dimi?
OdpowiedzUsuńNie ważne u kogo jesteś zawsze napiszesz to co mam w głowie ja... Wielkie dzięki 😝
No co ja mogę powiedzieć jak ta wariatka napisał wszystko co chciałam ja :)
Czekam niecierpliwie na next :3
Kocham
Całuje
Pozdrawiam ;*
Natalka ❤❤❤